Jak nauczyć psa biegać w zaprzęgu

My tuż po biegu


Mam dwa psy biegające w zaprzęgu, czyli mogę już powiedzieć co nieco na ten temat. Zapraszam do lektury.

Oczywiście żartuję. Tym bardziej, że nawet żadnych zawodów nie mamy na koncie. Nie napisze wam jak wyszkolić psa do zaprzęgu, za to opowiem wam jak to z nami było, jest i co planujemy.

Zacznę od Rina bo sprawa jest prosta. Aby biegać z psem w zaprzęgu kupujesz mu szelki, podpinasz np do roweru startujesz i gotowe! Gdzieś tam po drodze trzeba opanować komendy skrętów. Szczęśliwie trafił mi się pies z Wild to go. Czy jakoś tak...

Z Ramzesem sprawa była bardziej skomplikowana. Przede wszystkim niestrudzenie i zawzięcie demolował mi mieszkanie. Na spacerach ciągnął za dwóch! W końcu postanowiłam kupić mu szelki i podpiąć go do roweru. Chciałam kupić sledy, ale radosna Pani z zoologicznego powiedziała mi, że one są do husky, a on powinien mieć inne. W efekcie za dużo monet (70 zł) kupiłam szelki które absolutnie nie nadają się do ciągnięcia! Tak czy siak nie wiedząc o tym podpięłam psa, a on biegał jak pijany zając. Zniechęcona i oczywiście zła wróciłam do domku (Jeszcze bardziej wściekłą byłam, gdy się dowiedziałam, że powinnam mieć sledy a TO się nie nadaje)...

Zazwyczaj się złoszczę, wściekam, czasami coś rzucam na kilka dni/tygodni. Po jakimś czasie uspokajam się i podchodzę do sprawy poważnie. Tym razem zdecydowałam się na zajęcia indywidualne z Everest. Były ku temu dwa powody. Po pierwsze, chciałam poznać innych trenerów, po drugie Everest szkoli jakby bardziej pod konkretne aktywności. Umówiłam się z Panią Agnieszką w Parku Śląskim. Zadecydowałam, że zaczynamy od biegania. Zdradzę tutaj po części metodę od Pani Agnieszki i mam nadzieję, że się nie pogniewa. Otóż zaproponowała bardzo krótkie biegowe odcinki. Tak aby pies nie zdążył zainteresować się czymś innym i aby skończyć zanim się znudzi. W grę wchodziło jeszcze parę szczegółów, ale nie czuję się kompetentna aby je ujawniać. Samym kontaktem z Panią Agnieszką i jej wiedzą byłam zachwycona!

Trenowaliśmy z Ramzesem w różnych miejscach zawzięcie. Szło nam, no cóż. Chciałabym napisać, że super! Już po paru dniach robiliśmy po 10 km! Jednakowoż nie będę snuć wyimaginowanych opowieść i szczerze rzeknę, że raczej słabo. Robiliśmy nie 10 km a 10 m... No może 5... Czasami max 2 razy. Po jakimś czasie poczułam się zniechęcona. Trening do mnie przemawiał. Wierzyłam w jego powodzenie, ale coś nie szło nam to najlepiej... Zniechęcona przestałam ćwiczyć...

Gdzieś może po 3 tygodniach znowu mnie natchnęło. Idąc na spacer w szelkach, wydałam mu komendę do biegu. Ramzes przerwał niuchanie, wyrównał trajektorię biegu i śmigał jakby całe życie się tym zajmował. Widok psa wchodzącego w tryb pracy zrobił na mnie ogromne wrażenie! Ramzes po poznaniu nowej komendy potrzebował trochę czasu na przemyślenie sprawy. I tak w zasadzie jest ze wszystkim. Uczyliśmy się slalomu. Naprawdę dużo tygodni... Potem mieliśmy długą przerwę i po niej zaskoczył!

Ogólnie to Ramzesa chciałam wepchnąć do zaprzęgu i mieć spokój. W marzeniach widziałam siebie stojącą przy samochodzie z kubkiem gorącej czekolady, czekając aż mój dzielny pies z radością przebiegnie trasę!  Nie wyszło mi to jednak najlepiej. W pierwszym klubie do którego wpadliśmy na cały jeden trening nikt go nie chciał. W sumie ja też byłam zbyt wystraszona aby się bardziej dopytywać... Za to udało nam się odkupić właściwe szelki od znajomej znajomej, która nawiasem mówiąc się nami bardzo ładnie zaopiekowała. Podpięłam go również do hulajnogi i przejechałam troszkę. Było bardzo dobrze, w końcu już wcześniej udało nam się opanować podstawy. Pamiętam jak dzisiaj, że uklękłam przy Ramzesie i mu powiedziałam, że chyba razem będziemy musieli trenować. Jednakowoż kontakt był trudny, a ja jestem raczej wycofaną osobą. Podjęłam jeszcze jedną próbę, ale jak usłyszałam, że nie ma określonych dni treningów tylko trzeba się umawiać... Zrezygnowałam. Ogólnie stwierdziłam, że nie będę się narzucać.

Pod namową znajomego zadzwoniłam do POLAREXu choć w sumie byłam zniechęcona. No tu mnie zaskoczyła otwartość wszystkich obecnych na treningu! A sam Prezes do mnie zadzwonił, aby powiadomić gdzie i o której trenujemy! Nawet dostałam mapkę! I tak zaczęliśmy trenować.

Dzisiaj jestem bardzo zadowolona z obrotu sytuacji. Ludzie, których poznałam są fantastyczni, a samo pędzenie z psami przez las jest niezłą frajdą. Zapisaliśmy się na ten rok na zawody i planujemy zrobić licencję. A powiem szczerze, że planowałam tylko wybiegać psa i nic więcej... No cóż. Na dzień dzisiejszy mam już dwa psy i zaklepany termin zawodów.

Z czasem do komendy startu dodałam odliczanie. Widziałam, że inni odliczają ale nie koniecznie widziałam w tym sens. Za to teraz widzę dużą poprawę. Odliczanie to jest dla psów czas aby się ogarnąć bo zaraz będzie komenda do biegu. Sprawdza się.

Moje psy na szczęście nie biegają po lesie jak potłuczone (Ramzes dzięki treningowi z Everestu, a Rino szczęśliwie wypił to z mlekiem matki) , za to mamy kilka elementów do poprawy. Przede wszystkim, nie jestem w stanie utrzymać dwóch psów jak są w szale "CHCĘ BIEC!! TERAZ!!". Jeszcze pół biedy na starcie, ale jak ostatnio musiałam zejść na mijance to wystartować nie umiałam! Dla samego komfortu treningów i może żeby mi hulajnogi nie wyrwały warto coś z tym zrobić. Ponadto Rino biegnie fajnie stale jednym tempem. Ramzes ma zryw! A potem w połowie drogi przechodzi do dreptania. Fajnie by było jakby biegały równo całą trasę.

Do pomocy zaprosiłam znowu Trener z Everestu. Dlaczego? Powód został bez zmian. Ma ogromne doświadczenie w motywowaniu psów, aby robiły z radością to czego się od nich wymaga na konkursowym szczeblu. Przerobiła masę psów, a ja mam różne psy i możliwe, że trzeba będzie bardziej pomyśleć, aby dobrać odpowiednie metody. Ponadto kiedy ja biegnę z psami to zwracam uwagę na masę rzeczy: drogę, otoczenie, czy pies się nagle nie zatrzymuje na toaletę i czy z za krzaka nie wybiega wściekły czekoladowy labrador. Widzę tylko ich tyłki. Patrząc z boku ma szansę dostrzec o wiele więcej.

Oczywiście każdy maszer chętnie służy radą, ma swoje własne sposoby na trening psów opracowane podczas wieloletniego doświadczenia. Skoro ich psy śmigają to nie ulega wątpliwości, że metody się sprawdzają. Nie mniej jednak ja tam lubię mieć duże spektrum możliwości i różne spojrzenie na świat.

No i taki mój bardzo osobisty powód. Uważam, że treserzy psów są niedoceniani, a nawet lekceważeni w środowisku. Odnosząc sukcesy pod okiem trenera z Everestu będę mogła z dumą powiedzieć: Trening przyczyniający się do naszego sukcesu opracowała i przygotowała wspaniała trener itd... Jak zdradziłam znajomemu, że planuje konsultacje z Everestem to pierwsze pytanie, które padło to: A czy przygotowuje psy do zaprzęgu?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Decyzja o zakupie samoyeda.

Czy szkolenie psa jest potrzebne?