Psie przedszkole

Nadszedł ten sądny dzień pełen nadziei i obaw... Pierwszy dzień zajęć w psim przedszkolu. Zajęcia zaczynały się dość wcześnie, więc po pracy wyprowadziłam szybko pieska i fru do samochodu. Pierwsze zajęcia zapoznawcze bez piesełków.

A była to zima... I ciemno zaprawdę powiadam wam było... I mgła unosiła się złowieszczo... A droga była długa... Jakoś tak mnie GPS poprowadził, że hen hen jechałam. A w mojej głowie unosiła się jedna myśl: ALE TU STRASZNIE! Trzeba było wybrać everest. Przynajmniej nie był na końcu świata... Z resztą myślałam, że to w Tarnowskich Górach miało być, a to zupełnie nie w tą stronę. Oczywiście było w tą stronę... Tylko GPS, prowadził mnie trasą krajoznawczą... :/

W końcu dotarłam rad, że to pierwszy i ostatni raz kiedy jadę tu sama. Posiedziałam, posłuchałam, zmarzłam, wypiłam herbatkę i uzupełniłam jakieś dokumenty. Dowiedziałam się, że potrzebuję zabawki, smaków (złota-najulubieńszy smak i srebra-no może nawet smakuje) i miski spowalniającej jedzenie. Od pewnego czasu Ramzes zamiast spokojnie sobie jeść posiłki robił "puf" i miska pusta. Skutkowało to wymiotami oraz dodatkowym atakiem gazowym (+10 to potencjału ZŁA). Miska choć droga sprawdziła się i udało nam się pozbyć dodatkowej opcji ataków: gazowania i wymiotów. Ponadto szarpak z polaru! Taki szarpak jest najlepszy dla piesełków bo jest bardzo elastyczny i nie wykrzywi psiakom szczęki.

Od następnego razu wyposażeni w osprzęt: zabawka (he he, pluszowego kota zabraliśmy - bardzo edukacyjnie), jakieś tam niekonkretne smaki (brakowało nam złota) pojechaliśmy z misją usidlenia ZŁA. Prace z pieskami zaczęliśmy od nauki imienia i koncentracji na przewodniku (czyli na mnie). To były dwie pierwsze rzeczy, które mnie zaintrygowały. Nie wiedziałam, że pies musi nauczyć się swojego imienia... A koncentracja na przewodniku to już w ogóle jakaś magia. Uczyliśmy się podstawowych komend tj. siad, leżeć. Siad oczywiście Ramzes już umiał. Położyć się nie chciał. Krzysztof, który nas prowadził służył pomocą i od tego momentu został moim autorytetem. Sklasyfikowałam Ramzesa do psów bardzo dominujących. Często chciał gwałcić i nie chciał się położyć, w końcu leżenie oznacza podporządkowanie się! Pewna siebie czekałam, aż Krzysztof podejdzie aby pomóc położyć psa. Miała to być jego porażka! W końcu ZŁO nie chce się położyć i już! A tu BACH! Ramzes leży... Bez użycia siły, spokojnie przy pomocy smaka położył ZŁO. Szczęka mi opadła. Też trenowałam dużo czasu z nim w domu i za nic nie chciał się położyć! Pragnę też zaznaczyć, że praca ze ZŁEM nie jest taka prosta. Chociaż w sumie jest, tylko trzeba wiedzieć jak. W każdym bądź razie gdy pojechaliśmy na psylwestra i z Akademii Psorbona, chcieli mi pokazać jak zrobić "pif paf" - polegli. He he :D. Nie przesadzając uważam, że mało kto jest w stanie dorównać Krzysztofowi, jeśli chodzi o szkolenie psa. Uczyliśmy się również odwołania, dotykania łap, delikatnego gryzienia... To było najgorsze... Całe dłonie miałam obolałe... Oraz komendy "nie rusz". Był też czas na integrację z innymi piesełkami i przy okazji ćwiczenie odwołania od innych psów. Trudna sprawa. Ach i jeszcze chodzenie na luźnej smyczy, którego  nie udało nam się opanować... (Myślę, że niektóre z komend zasługują na osobny post. I właśnie takie poczynię)

Ramzes był najlepiej wykonującym wszystkie komendy psem. Wygrywaliśmy wszystkie konkursy! Co zajęcia byłam chwalona za wspaniały kontakt z psem. Aczkolwiek zdradzę wam w tajemnicy, że zapisanie się z pieskiem na szkolenie z posłuszeństwa wcale niczego nie zmieni. Naprawdę godzina tygodniowo nie wystarczy aby piesek nagle "puf" stał się super ekstra pieskiem. Trzeba trenować także w domku... A co stanowi największe wyzwanie: Już zawsze...

Osobiście byłam wiecznie niezadowolona z jakości wykonywanych przez Ramzesa komend. Uważałam, że ćwiczę z nim za mało, a mógłby być znacznie lepszy! Nie mniej jednak przykładałam się zacnie, pewnie też dlatego, że Ramzes po prostu sprawiał problemy co motywowało mnie do codziennej tresury. Odwołanie mieliśmy opanowane do perfekcji! Byłam z niego i siebie bardzo dumna. Na koniec był egzamin, z którego Ramzes dostał zacne 6 i nogę sarny w nagrodę.

Ogólnie jestem zadowolona z psiego przedszkola. Ramzes oczywiście nie stał się super ułożonym psem, ale to dlatego, że za mało z nim pracowałam. Słyszałam też, że efekty szkoleń widać jak już pies dojrzeje... No i czeka mnie jeszcze młodzieńczy bunt (jakby teraz było łatwo...). Pies nagle wszystko zapomina. Na szkolenia warto chodzić. A przede wszystkim warto aby czas czas spędzony z psem był efektywny. Wchodzić w jak najwięcej interakcji i budować z psem więź przez produktywne spędzanie wspólnego czasu. Oczywiście nie każda szkoła będzie dobra. Niektóre wciąż mają dziwne metody przymusu tudzież karcenia psa... Ostatnio usłyszałam, że pies dostaje w to czym nabroił. Potem zamieniasz w to w zabawę... Hmmm... Powiem tak... Po pierwsze jestem przeciwnikiem, a po drugie, każdy pies jest inny. Mi osobiście zależy na tym abyśmy oboje czerpali radość z bycia razem, bijąc psa po pysku trudno oczekiwać aby był szczęśliwy. Co więcej jeśli chodzi o moje ZŁO, to nie ma szans aby przemoc się sprawdziła. Ramzes po prostu doszedł by do wniosku, że wcale nie ma ze mną fajnie i on nie widzi powodów do dalszej współpracy...

Do Laryszowa mieliśmy daleko. Z godzina jazdy była... Po zakończonym szkoleniu czułam niedosyt i postanowiliśmy zapisać się na niuchanie...

Zabawa w nagrodę (https://www.facebook.com/PSIKUrS/)


Zajęcia w centrum Tarnowski Gór (https://www.facebook.com/PSIKUrS/)


Ramzesowa zabawka (https://www.facebook.com/PSIKUrS/)


Miska spowalniająca





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Decyzja o zakupie samoyeda.

Czy szkolenie psa jest potrzebne?

Jak nauczyć psa biegać w zaprzęgu