Chodzenie na luźnej smyczy
![]() |
Oczywiście jako początkujący użytkownicy psa zaprzęgowego zawaliliśmy. Zawaliliśmy na całej linii. Ale wiadomo, na pierwszym psie człowiek się uczy. A więc pełni entuzjazmu poczytaliśmy w internetach. Bo przecież jak jest w internecie, to musi być prawda! Albo pies ciągnie, albo nie. Także myśmy chcieli aby nasz ciągnął... Od pierwszego spacerku uczyliśmy go pędu :-). Tak.
Jak się później okazało, po pierwsze, to nie był zbyt dobry pomysł. Po drugie, pomysł był raczej zły. Spacer z super ciągnącym psem, a już na pewno z dwójką super ciągnących psów, nie należy ani do łatwych ani do zbyt przyjemnych.
Najlepiej jest uczyć nie ciągnąć od szczeniaka, wtedy idzie rach ciach. Potem nauka luźnej smyczy jest korygowaniem błędów, a to już idzie dużo gorzej. Oczywiście na każdym podstawowym szkoleniu znajduje się nauka chodzenia na luźnej smyczy. Była i ona w Psikursie.
Metoda I - na dobre słowo
Polega ona na tym aby mówić do psa. W sumie nie ważne co, ale miło. Jak widzimy, że za daleko się oddala to szybko wołamy. Staramy się nie dopuszczać do sytuacji aby smycz została napięta. Gdy już się tak niefortunnie stanie oddwołujemy psa, do siadu, chwalimy i od początku. Nie ukrywam szło nam nieźle. Całe 30 sekund Ramzes zaaferowany szedł na luźnej smyczy. Potem doszedł do wniosku, że to raczej do zbyt ciekawych rzeczy nie należy. Oczywiście traciliśmy nerwy, wymienialiśmy się i ostatecznie poddaliśmy się... Oczywiście usprawiedliwiając nasz niegodziwy czyn: Północniak widocznie musi ciągnąć. Niestety nasz trener miał mocniejszy argument: Północniaka to ja mam w grupie poszukiwawczo-ratowniczej.
Metoda II - zawróć
Jest mi to znana metoda. Upierdliwa, ale całkiem fajna. Z Yorkiem się udało. Polega ona na tym, że jeśli pies pociągnie to idziesz w drugą stronę. Tym samym po każdym pociągnięciu smyczy pies powinien zobaczyć co się dzieje z przewodnikiem. Po 15 min ciągle staliśmy pod klatką... I to w zasadzie by było na tyle...
Metoda III - stój
Metoda miała duży potencjał. Swego czasu byliśmy na prelekcji maszerów i oni na forum polecili książkę "Zapomniany język psów". No tytuł brzmi nieźle. A co najmniej nie najgorzej. Samojedy należą do grupy psów pierowtnych, a taki tytuł sugeruje cofniecie się do korzeni. To ma sens. Z takim tytułem musi się udać. Otóż psy są inteligentne i jeśli jak będą ciągnąć to ani drgniesz to wkrótce przekonają się, że lepiej nie ciągnąć aby iść. Oczywiście powinno stosować się szereg innych rzeczy m.in. zjadać ciastko z miski psa zanim mu się ją poda... Więcej nie muszę pisać... Pomysł głupi jak moja analiza tytułu.
Metoda IV - na dominację
O tutaj poszalałam. Wstyd się przyznać. Wzięłam do ręki książkę Cezara Millana i jak owca poszłam na rzeź. Otóż Cezar zakłada, że jeśli masz pozycję samca alfa w stadzie, to pies nie ciągnie, bo w naturalny sposób podąża za przewodnikiem. Przyznajcie sami, że brzmi świetnie! Pies nie ciągnie i nawet go tego uczyć nie trzeba! Otóż, nie. Ewentualnie prawie. W sumie nie wypowiem się, bo całej tej akcji Ramzes pobiegł do pierwszych ludzi spotkanych na drodze i chciał z nimi odejść. Także ten... Może nie koniecznie.
Metoda V - odszarpywanie
Klasyk. Niektórzy są w tym świetni i nawet im to wychodzi. Widziałam też niedawno jak Gałuszka sobie świetnie radził! Z tego co podsłuchałam tu i ówdzie to jest to metoda na owczarka. Sekret tkwi na tym, aby nie pozwolić psu napiąć liny. Odszarpujemy zanim pociągnie. Fajna, fajna, nawet można się wyżyć. Nic nie dała. Dostałam jeszcze opieprz na psylwestrze od trenerów z bożej łaski, że szarpiąc psa nic nie osiągnę. Oczywiście mówiąc mi to i nie wskazując alternatywy też nic nie osiągną...
Metoda VI - trzy kroki do tyłu
Nie wiem jak długo już ją znam. Jest chyba raczej jako alternatywa dla zawracania. Aktualnie ją stosuję, ale moje psy już coś tam wiedzą o nieciągnięciu. Działa dobrze. Cofam się tak długo aż psy zaczną patrząc na mnie iść w moją stronę. Gdy miałam tylko Ramzesa nie działała zupełnie...
Metoda VII - w kółeczko
No po tym to miałam ochotę pacnąć człowieka, który mi o niej powiedział! Moja rada? Nie róbcie! Otóż pewnego dnia spotkałam miłego pana z dalmatyńczykiem. Zdradził mi on, że psy są generalnie głupie i jak pies pociągnie a Ty zrobisz z nim małe kółeczko to on myśli, że zawrócił. Taka jakby na cofanie, ale że psy są głupie to klepiemy kółeczka. Efekty były zacne! I szybkie! Po krótkim czasie Ramzes załapał o co chodzi. Pociągnął, w biegu zrobił kółeczko naokoło mnie i znowu pociągnął, znowu kółeczko... Nie muszę mówić co o tym myślę! %^@$%^! !!! %^%$*&^$!!!!!!! Wrrrr... Spotkałam znajomych: "Co on tak biega w kółko i Cię plącze?". K*** nauczyłam go tego! I tak za każdym razem przez dużo dni...
Metoda VIII - między drzewami
Jej nie stosowałam, przyznam bo mi się nie chciało. Znalazłam ją w starej książce i w skrócie chodzi o to, żeby chodzić między drzewami, jak pies odejdzie za daleko, że oddzieli was drzewo to dostanie negatywny bodziec w postaci szarpnięcia przez zaplątanie smyczy w drzewo. Uznałam, też że nie jest zbyt lotna...
Po tych wszystkich rzeczach poszłam po rozum do głowy. W zasadzie w jednej książce, nawet nie pamiętam której napisali, że trenując psa trzeba myśleć. Proponowali zapisywanie dni treningowych, dogłębną analizę i korekty w zależności od efektów. Zauważyłam, że każdy pies jest inny. Niby oczywiste, a tu Amerykę odkryłam. A dobry trener przede wszystkim obserwuje psa i myśli. No nie ukrywam, że przechodząc przez różne metody, czytając to i tamto z myśleniem nie koniecznie było mi po drodze. Dar myślenia jednak w końcu na mnie spłynął i zasiadłam aby przeanalizować sytuację. W zasadzie jak łoś wykonałam kolejną poradę, którą ktoś łaskawie napisał. Szczęśliwie tym razem kazali pomyśleć. I chwała im za to.
Z mojej dogłębnej analizy wyszło mi, że Ramzes bądź co bądź jest psem pasterskim. Też. Także powinien się pilnować. Jak to pies pasterski. Pomocna w pilnowaniu jest lina i warto aby przewodnik był na jej drugim końcu. Zmotywowana poszłam na spacer. W bezpieczne miejsce. Ramzes pociągnął. Smycz wyleciała. Role się odwróciły. Kasia na wolności nie spowita smyczą uciekła. Trzeba było gonić. Dogonił, ale co z tego jak nie złapał? Po paru unikach podniosłam łaskawie smycz z ziemi. Szliśmy chwilę na luzie i znowu. Pies pociągnął, Kasia uwolniła się z drugiego końca smyczy i zwiała. Doszło do tego, że chodząc za mną brał smycz do pyska i pomrukując trącał mnie nosem. Oj zdecydowanie lepiej jest mieć przewodnika na smyczy. Inaczej może zwiać. I mamy sukces.
W późniejszym czasie stosowałam już odwołanie za każde pociągniecie smyczy, Po trzech odwołaniach chodził już na luzie. Do Rina absolutnie metoda nie ma szansy się sprawdzić gdyż, no nie ma co się oszukiwać, Rino sobie po prostu pójdzie. Na dwójkę jak już wcześniej wspominałam stosuję cofanie się aż zaczną iść w moją stronę.
Czy moje psy potrafią chodzić na luźnej smyczy? Jedna Pani trener z Katowic, którą przez przypadek poznałam powiedziała by, że nie. Stosowała system zero jedynkowy: Albo chodzi na luźnej smyczy albo nie! Oczywiście, że nie chodzą na luźnej smyczy gdy są podekscytowane, gdy się boją, gdy inny pies, gdy idziemy podpiąć się do zaprzęgu. Ideałem nie są. Nie mniej jednak na codziennych spacerach w większości czasu nie wyrywają mi rąk. Także szczęśliwie mogę się cieszyć kompletną liczbą kończyn. Trzeba też zauważyć, że napięta smycz nijak ma się do ciągnięcia. Co to jest ciągnięcie przez północniaka poznałam trzymając dzisiaj oba psy przed startem na treningu. Nijak ma się to do napiętej smyczy na spacerze. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy moje psy na spacerze idą spokojne to polecam podprowadzenie je przed startem do roweru.

Komentarze
Prześlij komentarz