Jest tyle sposobów by umrzeć...

Przejazd na Śląskiej

Stało się. Zapisałam się na zawody z dwoma psami. Jak się nieszczęśliwie okazało nie ma opcji dwa psy plus rower. Co oczywiście doczytałam już po adopcji drugiego psa. Suma sumaru trzeba opanować hulajnogę. W zeszłym tygodniu udało mi się nabyć tak ową za całe 500 złotych monet od znajomego. W końcu ileż można dewastować sprzęty znajomych? Tym bardziej, że mąż koleżanki już za granicą i nie będzie miał kto naprawiać ;-). Do zawodów niedaleko, może trzeba by opanować te sprzęty, aby nie budziły we mnie zgrozy i zwątpienia. Biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia istnieje pewna ewentualność, że należy tego dokonać również w słusznej sprawie ochrony życia.

Hulajnoga została mi dostarczona na trening w sobotę rano, który odbywał się na Załęskiej tudzież Upadowej. Tutaj w zasadzie można stosować dowolność. Niestety, albo i na szczęście grupa zadecydowała, że zaparkuje w szczerym polu gdzie nie ma możliwości podpięcia psów, a i z miejscem parkingowym jest kiepsko... W około leżały jedynie powalone karpy drzew. Może ktoś inny mógłby i podpiąć do tego psa (co uczyniła jedna z uczestniczek), jednakowoż moje psiaki mają na tyle siły, że by pognały wraz z pieńkiem. Po krótkich negocjacjach zakończonych porażką udałam się zacny kawałek dalej, aby mieć gdzie podpiąć psy. Było to jak błogosławieństwo gdyż okazało się, że aura sprzyja psiakom i mają niespodziewany entuzjazm do treningu!

Dzięki wszelkim łaskom jechałam sama! Gdybym miała gnać za kimś to dzisiaj wszelki smutek spłynął by na czytelników czekających na kolejny wpis, który by się nie ukazał. Ani dzisiaj... Ani być może już nigdy. Psy pędziły w przerażającym tempie! Co gorsza! Przerażająco długo! Słowo daję modliłam się aby w końcu przeszły do truchciku. Niestety przez 3 km nie było mi to dane... No rzesz skąd w nich tyle siły!?  Gdy tak pędziłam, po wertepach, ściskając kierownicę i modląc się o łaskę braku kontuzji, przeszło mi przez myśl, że może warto było przed podpięciem psów troszkę zapoznać się ze sprzętem? Taki dziwny pomysł mi wpadł do głowy. W sumie jakby troszkę po nie w czasie. Nie mniej jednak dobre pomysły zawsze się liczą. Postanowiłam udać, że go nie było.

To był nasz najlepszy bieg. W zasadzie psów, jeśli chodzi o mój przejazd to pozostawał wiele wątpliwości. W czasie 5 km psy zwolniły po 3. Była to krótka przerwa na odpoczynek podczas tuptania. Następnie znowu biegły spokojnym tempem. No tak to można jeździć. No i oczywiście gdy byliśmy na ostatniej prostej przeszły do spacerku. Aby przypadkiem ktoś ze współtrenujących nie pomyślał, że są biegającymi psami. Dostały mały zastrzyk motywacji od tubylców koczujących na polanie (tych, których zostawiłam), chwilę pobiegły i szczęśliwie ukończyliśmy pierwszy przejazd. Ufff...

Mieliśmy jeszcze jedno małe kółeczko. Bardzo na spokojnie i niepotrzebne. Choć powiem szczerze, że jechało mi się znacznie lepiej. Zawdzięczam to mojej wspaniałej koordynacji ruchowej i szybkiemu procesowi nauki. To, że jechaliśmy jakieś 6 km/h nie ma z tym nic wspólnego. No dobrze, spokojna jazda bez panicznego trzymania kierownicy, aby przypadkiem nie uciekła przy nadmiernej prędkości znacząco poprawia komfort jazdy. Jest zdecydowanie lepiej z początku nauki jechać wolniej aniżeli szybciej. Te dodatkowe km były moim niedopatrzeniem, a w zasadzie błędem w komunikacji. Ramzes się bardzo awanturował przy drzewie zamiast grzecznie odpoczywać. Byłam pewna, że rwie się do biegu. Tymczasem on rwał się do samochodu... Po przyjechaniu na miejsce znacząco zaznaczył kierunek auto. TERAZ! I nie myśl, że mnie znowu przypniesz do drzewa. Jeszcze by Ci coś strzeliło do głowy i znowu musiałbym biec. O nie! Swoje zrobiłem...

Hulajnogę odwiozłam do porzuconej grupy, aby korzystać z dobrodziejstw współtrenujących i wyżebrać tymczasowy transport sprzętu. Nawiasem mówiąc kolejnego, rower już jeździ. Zdaje się, że duży dług mi rośnie... Pogadaliśmy chwilkę i został mi przedstawiony plan jak to wszyscy razem jutro ruszamy. O nie! Nie ma mowy! Spotkałam się z wielkim zdziwieniem. Przecież moje psy tuptają! To Ci cwane bestie... Ich plan się powiódł i każdy myśli, że tuptają zamiast śmigać. Doskonała zmykła taktyczna! A tymczasem przez pierwsze km kwestia przeżycia zostaje poddana pod sporą wątpliwość! Aż się boję co będzie na zawodach gdy dostaną zastrzyk adrenaliny. I te zdziwione twarze, przecież ona zawsze tak tuptusiały :O. A tu bach! Nie minęła chwila i jesteśmy... Albo i nie... :O :O

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Decyzja o zakupie samoyeda.

Czy szkolenie psa jest potrzebne?

Jak nauczyć psa biegać w zaprzęgu