PSInco widać - czyli nocne treningi

Ćma na skraju lasu

Nie udało się popełnić samobójstwa za dnia? Nic nie szkodzi, można spróbować nocą! I tak właśnie za sprawą naszego głównodowodzącego maszera spotkaliśmy się w środę o 19:00 z początku ciemnego lasu... Na dodatek była mgła... Znaczy, oj chciała bym, żeby to była mgła. Nie mniej jednak jest to środek aglomeracji śląskiej i bez wątpliwości złowieszczy smog zalał śląskie drogi. Po krótkiej dyskusji postanowiliśmy to przemilczeć.

Bardzo chciałam jechać pierwsza, niestety nie chcieli mnie puścić. Bo moje psy w połowie drogi zwolnią i co oni wtedy zrobią? Cofając się myślami do przygody z Załęskiej, patrząc w ciemną dal, dodając jedno do drugiego... Przyjęłam to z wielkim smutkiem i żalem. No ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Ubrałam kask, wzięłam czołówkę, zdjęłam kask, założyłam czołówkę, porzuciłam kask. Jak zaznaczył jeden z maszerów: Czapka jest lepsza od kasku. Kask pęka, a czapka nie. Także idąc za jego słowami zdecydowałam się na bezpieczniejszy wariant w czapce.

Tutaj pragnę zaznaczyć, że przed wybraniem się na trening warto sprawdzić kompatybilność różnych sprzętów. Np. Czy czołówkę na nocy trening da się zamocować na kask? Proponuje również to zrobić przed wyjazdem na trening. Otóż w moim przypadku nie dało się. Kask i czołówka okazały się niekompatybilne. Z dwojga złego wybrałam światło. Nie mniej jednak polecam jazdę w kasku ;-)

Z czołówką na głowie, psami na przedzie ruszyłam w strefę ciemności. Po jakże krótkim czasie uświadomiłam sobie nietrafny dobór sprzętu. Zdecydowanie trzeba było wybrać kask. Światło odbijało się od mgły a drogi jak nie było widać... Tak było widać mniej... Analizując w głowie swój geniusz zbrodni cofnęłam się myślami do nocnego spaceru na wyjeździe integracyjnym. Otóż odbył się on przy wyłączonych lampach. Głębokie pokłony do właścicieli jednego z samoyedów w związku, którzy dzielnie wywalczyli abyśmy szli w zupełnej ciemności. Otóż po krótkim czasie wzrok się przyzwyczaja i całkiem sporo widać. Zadecydowałam. Wyłączam czołówkę. Niestety okazało się to nie lada problemem. Psy ani myślały się zatrzymać! Walcząc zawzięcie próbowałam zwolnić, tudzież zatrzymać się i pozbyć tego przeklętego światła!

Otóż zatrzymałam się. Niestety tylko ja... Psy z hulajnogą pognały. Tylko słyszałam jak biegną i starałam się je zawrócić. Nic nie było widać! Po chwili cisza. Odwołuje Ramzesa i biegnę w ich stronę. Słyszę znowu złowieszcze dźwięki ciągniętej po gruncie hulajnogi. Czy biegną w moją stronę czy za resztą grupy? Iść czy nawoływać!? Zestresowana zatrzymałam się i wołam. Złowieszcze dźwięki ustały. Co robić? Nic nie widać!? Wydałam komendę zostań i powoli zaczęłam zbliżać się do zaprzęgu. Po chwili z mroku wynurzył się obraz siedzącego i grzecznie czekającego Ramzesa. Moja radość była niezmierna! No chyba w życiu nie byłam taka dumna! Najlepszy pies na świecie!

Pozbierałam hulajnogę i dalej pojechaliśmy razem. Bez światła. Jechało się całkiem zacnie. Psy orientowały się jak biegnie droga to też nie ingerowałam zbytnio w ich zmysły. Jedynie czasem niestety musiałam przyhamować. Bardziej ze strachu niż z konieczności. Z gorszych rzeczy to, że ze wszystkimi pojechałam na czołowe. Na szczęście oni mieli oświetlenie to już z daleka mogłam krzyczeć DROOGGAAA!!!! Powiedziano mi, że większy zaprzęg ma pierwszeństwo. I tego się trzymajmy. Jeden pies to zawsze mniej niż dwa psy :D. Sprawa była utrudniona, bo mnie oślepiali tym pieruńskim światłem. Nie mniej jednak zszokowani i przerażeni ustępowali nam drogi. I dobrze, bo próba przepuszczenia ich mogła by być dosyć kłopotliwa. Przy drugiej mijance moim psom się dostało. Niestety w tym sporcie zaczepki innych psów zdarzają się dosyć często. Nad czym z moim tchórzliwym samoyedem ubolewamy niezmiernie. Nawet mi przeszło przez myśl aby zakończyć nasze przygody z zaprzęgami. Nie da się ukryć, że Ramzes z każdym atakiem cierpi psychicznie i to bardzo. Potem mam problemy ze spokojnym przejazdem. No Szlak mnie trafia! Ostatecznie postanowiłam adoptować drugiego psa. Na razie chociaż ze wściekłym czekoladowym labradorem mamy spokój... Pomimo wszelkich próśb Pani od wściekłego labradora ciągle chodzi z tą bestią na luzie.

Udało nam się szczęśliwie ukończyć trening. Na metę przyjechałam z entuzjazmem i krzykiem na ustach "Jeździjmy bez świateł!". Nie wiem czemu nie usłyszałam okrzyków wiwatu i aprobaty? Przecież to genialny pomysł! Z resztą jak większość moich genialnych pomysłów. Niestety na zawodach jest obowiązek dwóch świateł także ten... Przegłosowane. Wszystkim się podobało i planują włączyć wieczorny trening w środku tygodnia.

Na koniec dodam, że dzięki miłej rozmowie na weekendowym treningu z ww właścicielami samoyeda wiem, że puszczenie hulajnogi z psem to żaden wstyd. Każdy jakoś zaczyna :-). Czasami trzeba wybrać lepsze zło. Nie ma co się przejmować. Sami nie raz pozwalali pomknąć samemu psu z hulajnogą. Trzeba się pozbierać i mknąć dalej! Aż się nauczysz ;-). Zachęcam do próbowania.

Przy okazji tej nocy dowiedziałam się, jak to gryzie się huskiego w ucho, aby wyegzekwować szacunek i posłuszeństwo. Czy są tu jacyś właściciele huskich? Przyznać się, kto podgryza swojego psa?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Decyzja o zakupie samoyeda.

Czy szkolenie psa jest potrzebne?

Jak nauczyć psa biegać w zaprzęgu