Tylko spokój może nas uratować... - jak trenować z psem
Ze względu na niezbyt korzystne warunki pogodowe, a mianowicie wcześniej wspomniane śniegi, gradobicia, deszcze i ostatecznie przymrozki, w trosce o psie łapki zdecydowaliśmy się na dogtrekking. Niestety mój pomocnik wykpił się jakąś pracą, że niby jakieś raporty itd. Musiałam niestety pojechać sama. Wyposażana w pas, dwa psy i tym razem wyjątkowo w wielkie wątpliwości, pojechałam na Śląską.
Miałam mieszane uczucia. Z pewnością na obroży idzie się łatwiej. Nie ulega jednak wątpliwości, że zdecydowanie dla psów mniej komfortowo. Na szelkach za to zdecydowanie lepiej się ciągnie (o zgrozo) i komfort dla psa jest znacznie lepszy. Za to psy na szelkach przy pasie plus miejsce treningowe daje pod wątpliwość kwestie przeżycia. Ostatecznie wybrałam i szelki i obroże i szybko pożałowałam decyzji. Zdecydowanie oblodzone drogi znacząco zmniejszają przyczepność. Obecność innych psów, zwłaszcza tych przed tobą i twoimi psami też znacząco zwiększa entuzjazm. Nie mniej jednak podjęłam próbę walki. Jeden pies do pasa, drugi do smyczy. Prawie, że było ok, aczkolwiek ciągły jakby demony nimi szargały z mocą 100 piekielnych ogarów! Że jednak cenię zdrowie zawróciłam po 5 metrach.
Pełna smutku wróciłam do samochodu, zdjęłam psom szelki, ale się nie poddałam! O nie! Strasznie tęskno mi do tych radosnych dni beztroski, gdzie z Ramzesem wspólnie przemierzaliśmy wiele km. Oczywiście w tamtym czasie klęsnąłem na wszystko, że mi się takie zło trafiło i nie odpoczniesz! 3-4 godziny spaceru po pracy każdego dnia, a w weekendy dłuższe wypady! Taki szczeniak potrafi zajechać człowieka. Tęskno mi za tym...
Szelki do auta, psy na obroże i idziemy w drugą stronę! Choćbym miała dzisiaj paść zacny spacer się odbędzie! Wiadomą sprawą jest, że podekscytowane psy, gdy już w końcu opuszczą swoje więzienie będą ciągnąć jak się da! W końcu to coś nowego! Coś fantastycznego! Im więcej spacerów po nieznanym, tym więcej spokoju w przyszłości. A w końcu chcemy góry przemierzać. A w zasadzie chciałabym idąc w góry wrócić żywa. Po 10 min miałam dość. Nerwy zaczęły mi puszczać. No szlak by to wszystko trafił! Psy ciągną jakby je głosy z głębin piekieł wzywały! Zazwyczaj tak jest, że gdy człowieka coś męczy to szybko staje się nerwowy. Widzę to po sobie, po moim pomocniku i po innych ludziach, których miała okazję obserwować na różnych szkoleniach czy też spacerach. Niestety krzyk nic nie pomoże. Złość też nie. Nie ukrywam, że byłam wściekła, bo spacer mnie niesamowicie męczył. A złością psa nie uspokoisz... A przynajmniej nie moje.
/ Pewnego dnia na facebooku w ramach wątku o porzucaniu psów przeczytałam, jak to fajnie jest iść po pracy z psami do lasu. Człowiek może się odciąć od zgiełku codzienności i naprawdę wypocząć. Oddalić od pędzącej cywilizacji, zrelaksować. Według mnie myśl naprawdę zacna i godna uwagi. Oczywiście jeśli w grę wchodzi spacer z psem przez las, a nie przemierzanie lasu w morderczym tempie modląc się o przeżycie ciągniętym przez psy. Wtedy kwestia relaksu i odpoczynku zaczyna budzić pewne wątpliwości./
Specjaliści radzą, że szkoląc psa trzeba uzbroić się w cierpliwość i dobry humor. Stojąc, kipiąc ze złości, rozpaczając z bezradności, przemyślałam sprawę i postanowiłam zmienić sposób myślenia. Dzisiaj nerwów nie będzie. Dzisiaj się szkolimy. Nie ukrywam, że było ciężko. Szliśmy wolno. Ze 3 razy się wróciliśmy bo psy coś wyczuły i nie było opcji, żeby nie ciągły z nadmiernym poświęceniem. Chodziliśmy w sumie troszkę ponad 3 godziny. Zrobiliśmy chyba niecałe 10 km, także wkleiliśmy się nieziemsko. Wolniej to można się już tylko cofać. Co nie ukrywam, też robiliśmy. Po dwóch godzinach w warunkach względnego bezrozproszenia psy zaczęły iść "do zaakceptowania". Trwało to jakieś pół godziny, po czym im się przypomniało, że jednak ciągnięcie jest fajne.
Większość czasu przemierzaliśmy las w osamotnieniu. Ku mej wielkiej radości. Nieszczęśliwie jednak mieliśmy jedno starcie z mały pieskiem. Niestety w tym lesie ludzie gęsto i często chodzą ze swoimi niewyszkolonymi psami na luzie. Co jest przejawem skrajnej nieodpowiedzialności. Zagraża zarówno reszcie użytkowników lasu, jak i spotkanie takiego psiaka z dzikiem, nie koniecznie może skończyć się dobrze. A wręcz zgonem. Podbiegnięcie do psa, który nie koniecznie lubi inne pieski też może skończyć się eghm... posiłkiem na ten przykład. Tak więc podbiegł do nas mały kajtek, którego swoją drogą starałam się ominąć wybierając inną drogę. Niestety właściciel nierozsądnie poszedł za mną. Zupełnie nie rozumiem dlaczego opiekun po niego z popłochem nie pobiegł. Oczywiście ja wyznaję zasadę szorstkich lekcji - jak pocierpisz to zapamiętasz. Skoro podbiegł to widocznie chce być zjedzony. Tym samym zamiast się szarpać z psami spokojnie czekam aż powalą malca. Szczęśliwie dla wielu właścicieli nie myślą o napotkanych małych pieskach w kategorii barfu. Aczkolwiek kusi mnie aby krzyknąć: Doskonale! Moje psy jeszcze nie jadły... Smacznego chłopcy. Po długiej chwili, w której pies szalał między moimi psami, z dwa razy został położony, moje psy zdążyły się rozbawić, pani udało się odwołać psa. Brawa dla pani! Tym razem po 5 minutach udało się odwołać psa i nie stał się posiłkiem. Oby więcej takich sukcesów! Podobno jak za trzecim razem niesłuchający się piesek nie zostaje zjedzony to karma do niego wraca i zostaje upieczony piorunem.
Po powrocie do domku psy poległy. Wmyśliłam nowy plan na życie! Pierw trening, potem nauka chodzenia na luźnej smyczy! Następnego dnia zastanawiałam się, czy da się wymienić łydki na nowe?

Komentarze
Prześlij komentarz