Gdy życie Ci doskwiera.... - Nocny trening!

Rino - spokojny piesek do głaskania... Taaaa... :/

Chciałabym napisać: "kundel przebrzydły! Durne głupie psisko! Niepotrzebnie go adoptowałam! Nienawidzę go!"
Niestety... muszę napisać: Durna przebrzydła leniwa Kasia! Jak Ci się nie chce pracować z psami to po jakiego czorta je brałaś! Wszystko to Twoja wina i nie zwalaj na bogu ducha winne psy! Nie nadajesz się na maszera! Ba! Na posiadanie żadnego psa się nie nadajesz!

Przykro mi. Trzeba spojrzeć prawdzie prosto w oczy: To nie pies jest zły a jego opiekun...

Jak już co tydzień umówiliśmy się z silną ekipą na trening. Warunki były średnie, mgła deszcz... Miałam złe przeczucia, ale mówię: Deszcz! Trzeba się szkolić w każdych warunkach!". Zmotywowana pojechałam na trening.

Na miejscu czekał już na nas wielki wódz i tata niedźwiadka, entuzjastka w różu przyjechała później. W między czasie ustaliliśmy, że dzielimy się na dwie grupy, także jak już dziewczyna przyjechała to byłam tylko ja z pomocnikiem. Tym samym skoro byłam w zacnym humorze mogłam jej zrobić dowcip! Z pełną powagą powiedziałam jej, że powiedzieli, że nie mają już na nas więcej zamiaru czekać i pojechali... Maszerka zareagowała wyjątkowo źle! Jak nigdy! No słowo daję jakby nam ją ktoś podmienił! Największy entuzjasta w grupie a tu takie rzeczy!

/Jakby ktoś kiedyś był u nas na treningu to entuzjastę w różu łatwo rozpoznać! Primo jest różowa! Secondo wpada w towarzystwo radośnie hasając i rozrzucając dokoła pył szczęścia i radości. Wzrostem nie grzeszy także też ewentualnie można by ją pomylić z elfem radości. Patrzysz i myślisz: różowy elf radości? To nasza entuzjastka w różu ♥/

Zdradziła mi, że ma złe przeczucia... Gdy to zrobiła z ogromem entuzjazmu wrócili chłopaki. Już od połowy ostatniej prostej było słychać okrzyki wiwatu! No to teraz my!

Na dzień dobry okazało się, że w przypływie entuzjazmu zainstalowałam pojedynczą linę... Być może to był znak, że trzeba wziąć jednego psa? Oczywiście najlepiej tak tłumaczyć! Ukryć swoją głupotę pod osłoną znaków z niebios. Otóż nie! Trzeba odważnie powiedzieć! Jak ostatni jeleń zamontowałam pojedynczą linę i przyprowadziłam pod rower dwa psy... Brawo Kasia!

Pobiegłam wymienić linę. Pomocnik i tata niedźwiadka trzymali psy. Entuzjastka w różu ruszyła, psy się rwały za nią... Po drodze sprzęt nawigujący popełnił samobójstwo zuchwale wyskakując mi z kieszeni! Być może nadmiernie przeraziła go zaistniała sytuacja. Wymieniłam linę, pomocnicy podpięli psy, wydałam komendę startu, pomocnik puścił psy, jego palec otworzył się na nowe wyzwania... Krew się lała we wsze strony, ludzie biegali z krzykiem, zwierzyna uciekała w popłochu, dziewice mdlały... A my w tym czasie niczego nieświadomi pędziliśmy przez ciemność.

I było fajnie. Myślałam sobie jak jest fajnie. Że w sumie widzę na odległość około 2 metrów, no max półtora. I daje radę... Ale chwila... Tu za chwile powinien być zakręt! ŁUPPPPP!!! SZUUUSSS!!!! Jak nie szarpnie w prawo! NIE!!!!!!! Krzyczę. NIE!!!! STAAAĆĆĆ!!!

/Tutaj pragnę podzielić się z wami moim nowym, zupełnie świeżym odkryciem! Otóż błoto tak samo jak śnieg jest miękkie! Sprawdziłam. Potwierdzam./

Przez chwile wydawało mi się, że je zawrócę. Nie wiem co nagle poszło nie tak. Ostatecznie puściłam hulajnogę! Niestety Rino miał ponadprzeciętny entuzjazm. Jak na ledwo co zeszczuplałą spokojną beczułkę...

/Rino - adoptowany chyba z dwa miesiące temu husky z nadwagą. Bardzo spokojny. Przychodzi do domu kładzie się spać. Gdziekolwiek wchodzi, chwilę zwiedza i idzie spać. Z chęcią podchodzi na głaskanie. Nie ma w nim krzty entuzjazmu, sam spokój i zaspanie w oczach... A gdy go ubrać w szelki, z wnętrza piekieł dociera do jego serca gorący podmuch demonicznych sił! Wprost z serca przelewa się do nóg obdarzając go ponadprzeciętną siłą, determinacją i entuzjazmem!/

Ramzes chciał czekać, niestety Rino nie. Tym samym miałam dwa podejścia. Już myślałam, że polecą w las... Na szczęście Ramzes mimo wszystko był kapunię silniejszy. Przechwyciłam hulajnogę! Pokrzyczałam zdrowo! Rino szargał hulajnogą jakby nim sam diabeł miotał! Poczuł opór z jednej strony to w drugą! I tak w kółko! W końcu udało się! Stoją w dobrą stronę! Wsiadam na hulajnogę! Nie jedzie...

Kierownica przekręciła się dwa razy zakleszczając hamulec. Damit. Psy biegały w koło! W miedzy czasie z daleka minęła nas maszerka. Krzyczałam do niej, ale głuchy krzyk został rozwiany przez siły piekielne i do niej nie dotarł! Nie wykrzesałam w sobie ani krzty spokoju i logicznego myślenia aby uspokoić psy. Ostatecznie odpięłam psy, podprowadziłam je spięte razem i kazałam biec do auta. Wróciłam do hulajnogi. Psy wrócił po chwili do mnie! Wściekła bo przecież kazałam biec do auta! Z nimi nie poradzę sobie z hulajnogą... Musiałam sama je odprowadzić. Co rusz namawiałam je by biegły, ale kochany Ramzes miał ustaloną odległość i sprytnie aby wyhamować Rina schodził na bok i kładł się. W końcu byliśmy na tyle blisko, że reszta załogi zobaczyła samotne psy. Serce stanęło im w gardle! W popłochu zabrali rowery i wyruszyli na śmiałą akcję ratunkową.

Widząc mnie samotną zapytali z troską co się stało? Gdzie hulajnoga? W odpowiedzi dostali gromkie: GDZIE KUR**!!!?? W LESIE!!! A GDZIE!!!??. Nie przerwali akcji ratunkowej. Pojechali ją przechwycić i wyrwać z wrogich objęć dziczy. Tymczasem psy zostały wprowadzone przez pomocnika do auta. Zabrałam mojego najukochańszego psa - Ramzesa i poszłam po hulajnogę. W końcu jak oni na rowerach ją wezmą. Szczęśliwie spotkałam ich w połowie drogi. Akcja ratownicza zakończona sukcesem. Hulajnoga żywa i sprawna! Odebrałam sprawny sprzęt, podpięłam Ramzesa i pognałam do samochodu. Nie macie pojęcia jak bardzo kocham tego psiaka! Jest rozpieszczonym złem, ale najlepszym złem na świecie ♥.

Jestem dzisiaj bardzo z siebie niezadowolona. W taki waśnie oto sposób niszczy się więź z psami! Nie żeby jakaś w ogóle więź między mną a Rinem była... Nie mniej jednak jakby była to by jej już nie było!

A co ciekawe niedawno jechaliśmy po lodzie i było dobrze, na saniach bez hamulców i było genialnie! Jaka była różnica? Byłam wtedy spokojna, skoncentrowana i komendy wydawałam bez nerwów. Tak. Za dzisiaj mogę tylko sobie podziękować.

Po dzisiaj mam nowy lepszy plan! Punkt pierwszy: Nie denerwować się. Punkt drugi: zachować spokój! Punkt trzeci: Zamiast tak wiecznie mędzić wziąć się za wszystko raz a porządnie!

I na koniec dziękuję wszystkim dzisiaj obecnym na treningu za
(1) pomoc
(2) słuchanie moich nienawistnych okrzyków z cierpliwością i zrozumieniem
(3) zrozumienie
(4) wsparcie

♥♥♥ Jesteście najlepsi ♥♥♥

*Pomocnik zakończył dzisiejszy trening na pogotowiu i od dzisiaj może się chwalić ranami wojennymi na dwie szwy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Decyzja o zakupie samoyeda.

Czy szkolenie psa jest potrzebne?

Jak nauczyć psa biegać w zaprzęgu