Nowy sezon - nowa Ja



Od zeszłego sezonu wiele spraw się pozmieniało. W klubie zaszły ogromne zmiany! Niektórzy odeszli do innego klubu. A z początkiem sezonu nasze szeregi zasiliła nowa silna ekipa! Zdecydowanie podniosła ona nasz potencjał, wzbogacając o wiedzę i różne takie tam. Również nasza więź, śmiem twierdzić, bardzo się wzmocniła! A niektórzy do nas wrócili ♥.

Są rzeczy, które jednak pozostają bez zmian. Czasem dobrze jest mieć coś stabilnego w życiu. Taki filar. Wracasz i wiesz, że nic się nie zmieniło. Filar jak stał, tak stoi. Na ten przykład w naszym klubie jestem ja.  Po dwóch latach treningów, bezustannie, wytrwale, a nawet zawzięcie, walczę o słuszne miano Maszera z bożej łaski. Aby każdy członek klubu, pomimo ogromu zmian, czuł pewnego rodzaju stabilizację. Dołożyłam wszelkich starań aby umocnić klubowiczów w poczuciu pewności, że pewnie rzeczy po prostu się nie zmieniają... Tym samym rozpoczęłam sezon bardzo widowiskowym przewrotem z hulajnogą przez konar! Wylądowałam dziarsko na jedno kolano, paraliżując się na dobre dwa tygodnie. Było to stosunkowo bolesne przeżycie. Wśród niewybrednych krzyków, łez i bólu pozbierać pomógł mi się Bosman i resztę drogi dokuśtykałam piechotą. Uff! Po wakacyjnej przerwie nic się nie zmieniło. Klubowicze odetchnęli z ulgą.

Jak się jednak okazuje, gdy psy trenują, to nagle ni z tego ni z owego stają się roztrenowane! Rozbiegane, rzekła bym! No umówmy się, jedziesz po to, aby zmęczyć psy szalonym przejazdem przez las i mieć resztę wieczoru wolnego, może nawet tygodnia. W spokoju zasiąść do lektury, nowego serialu na netfixie czy innych przyjemności. Niestety północniaki są jak samoładujące się ogniwo! Im więcej z nimi biegasz, tym szybciej się ładują. Okazało się, że krótkie, częste przebiegi dały powalający efekt! Znaczy, mnie powaliły... Psy się rozbiegały. I pożegnał się człowiek z nowym serialem...

Z Ramzesem jak to z Ramzesem. To pobiegnie, to zwolni, to toaleta... Za to Rino! Rino nie ma sumienia! Wytrwale, bez skrupułów utrzymuje tempo przez całą trasę! A ja za nim... Płuca na wierzchu, oczy zlane potem... A myślałam, że się lubimy.

O pomoc postanowiłam się zwrócić do trenera personalnego, który szczęśliwym zrządzeniem losu zawitał do naszego klubu. Nie jestem pewna, czy Dziewczyna zajmuje się stricte treningiem personalnym, nie mniej jednak nie boi się wyzwań! Albo nie wie co czyni. Może też ma wielkie serce do zwierząt i nie może patrzeć jak się męczą targając za sobą coś, co być może z początku treningu było dosyć żywym człowiekiem. Pod koniec treningu, odpowiedź na pytanie: Co ciągną psy za sobą, budzi pewne wątpliwości.

Dziarsko poszłam na pierwszą konfrontację! Po wnikliwych badaniach okazało się, że prawie w 50% składam się z tłuszczu! Ma to swoje pewnie niewątpliwe plusy. Na ten przykład upada się zawsze miękko ;-). Nie mniej jednak, biorąc pod uwagę powyższe, zadecydowałyśmy, że może zamienić tłuszcz w mięśnie. Pomysł brzmi nieźle, a i uniknąć śmiałych dyskusji o dobrostan zwierząt może się uda. Kilka dni minęło i dostałam nad wyraz ambitny plan treningowy. Jednakowoż pragnę zaznaczyć, że gdy 50% człowieka to tłuszcz, a mięśnie stanowią nieśmiały dodatek, to każdy plan treningowy jest nad wyraz ambitny.

Pełna entuzjazmu rozpoczęłam pierwszy trening! Pewnie rzeczy jednak się zmieniają. Otóż w tym sezonie przyjmuję przydomek okrągłej pandy. Niech będzie puchatej pandy. Puchatej brzmi znacznie lepiej. Otóż przy trzecim cyklu wyglądałam jak taka mała okrągła panda, która przewróciwszy się nie bardzo umie się pozbierać. Oczywiście, pewnie nie wyglądam tak uroczo słodziaśnie jak mała panda... Nie mniej jednak wyobrażanie siebie przy ćwiczeniach w roli pandy, jest znacznie milsze niż wizja zlanej potem, różowej od wysiłku, nazbyt okrągłej Kasi. Zostańmy więc przy pandach. Pragnę zaznaczyć, że więcej rzeczy łączy mnie z pandami. Otóż Panda, za dużo w swoim życiu nie robi. Oszczędzając swoją energię wolno przeczesuje swój wyznaczony teren w poszukiwaniu bambusów. I tak sobie siedzi i je... Gdyż trzeba zjeść dużo bambusów, ponieważ trawi zaledwie 25% pokarmu. A i bambus za kaloryczny nie jest. Otóż ja też większość czasu przesiaduję w pracy przed komputerem, a prędkość z jaką się przemieszczam jest dosyć oszczędna.

Gdyby ktoś miał jeszcze pewne wątpliwości to zamieszczam link do filmika z pandami.

Pod czujnym i pełnym motywacji okiem Trener zaczynam osiągać małe sukcesy. Będziemy dążyć do zaniku czarnych plam i osiągów niedźwiedzi polarnych (Niedźwiedzie polarne osiągają prędkość 40 km/h!). Nie może się obejść bez podziękowań! W końcu trenowanie turlającej się pandy do łatwych należeć nie może. Dziękuję ♥

Na koniec pragnę jeszcze zapewnić, że gdy ciężko wam na treningu. Czy też psy śmiało uciekły wam ze sprzętem. Zawsze jestem ja i i w tym sezonie możecie ocierać swoje łzy czytając, że nie tylko początki są trudne... Czasami z człowieka jest po prostu taka panda xD.

Good mush!






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Decyzja o zakupie samoyeda.

Czy szkolenie psa jest potrzebne?

Jak nauczyć psa biegać w zaprzęgu