Sankowe szaleństwa!
W piątkowe popołudnie podczas wielce absorbującej pracy zawodowej zauważyłam, jak to znana polska musherka chwali się treningiem w śniegu. Zazdrość wielka spowiła me serce! Ja też tak chcę!! Dawajcie no mi tu ten śnieg! Aczkolwiek zamiast nart wybieram sanki. Doprawdy zuchwałą i jakże nadmierną odwagą było by podpięcie się na nartach do tych dwóch demonów. W zeszłym roku zamówiłam Kicksledy, a dzięki armii dobrych ludzi, udało się je zamienić w sanki zaprzęgowe. Zdecydowanie do jazdy rekreacyjnej, nie za szybkiej. W tym roku już nawet mogę cieszyć się zacnym hamulcem! Elegancko :-).
Po wyczerpującym przeszukiwaniu odmętów pamięci, zdecydowałam się na trasę do schroniska na Przysłopie pod Baranią Górą. No prawie po płaskim i dużo km! Będzie bosko! Sprawdziłam na fb, chwalili się, że napadało im pół metra śniegu! To jest to! Ale tak sama mam jechać? Jak ja podepnę te dwa demony?
Szczęśliwym zrządzeniem losu z początku sezonu do naszego klubu dołączyła koneserka przygód wraz z mężem, który jest fanem ekstremalnych sportów. Mało kto jest w stanie zdecydować się na szalona wyprawę zaprzęgiem w góry, na dwa dni przed. Otóż, jak jest się koneserem przygód, to można.
Ja na saniach... E znaczy się sankach. Ona na saniach... Drewnianych. Hipsterskich. Plus 10 do klasy. Fan ekstremalnych przygód zdecydował się na rower! I tak właśnie stanęliśmy na parkingu gotowi do zmierzenia się ze szlakiem. Dwa zaprzęgi i rower. A przed nam ośnieżony szlak.
Po krótkiej chwili, gdy wjechaliśmy na szlak okazało się, że został on odśnieżony! Potwory nie ludzie. Szczęśliwie, tudzież mniej szczęśliwie, pod lekką warstwą śniegu znajdował się asfalt skuty lodem. Szczęśliwie, bo nie zagrażał płozom. Pozostałe kwestie spowijmy milczeniem. Okazało się również, że jest pod górkę! Słowo daję, byłam pewna, że przez bite 7 km jest po płaskim! Otóż nie! Koniec końców było po lodzie, z elementami śniegu i na dodatek pod górkę! Nie zważając na początkowe niezgodności przyrody z pamięcią, ruszyliśmy z entuzjazmem ku przygodzie. Psy śmignęły jak szalone! Przynajmniej moje. Potem dreptusiały, ale ciągle wytrwale do przodu. Zmęczone myślę. Pomogę im w tym trudnym momencie i podbiegnę trochę. Zeskakuję z sań a one FRU! I do przodu! Nie, jednak nie zmęczone. Goniąc zwiewające sanie wskakuję na płozy i do przodu. To był ostatni taki głupi pomysł. Już więcej zwieść się nie dam! Po kilku km zatrzymaliśmy się na przerwę, wszak długa droga przed nami na dodatek pod górkę. Za przerwę w trasie zostaliśmy gromko oszczekani... Ruszyliśmy! Po kilku kilometrach moi towarzysze drogi zostali w tyle, więc uznałam za słuszne zaczekać na nich. Uwiązałam psy do pobliskiego balika, wyjęłam aparat aby zrobić nadjeżdżającej drużynie zacne foto na pamiątkę. Psy powinny być już zmęczone w końcu z 5 km za nami. Pod górkę, z saniami. Na bank zmęczone. Uwiązałam psy. Towarzysz przyjechali. Zrobiłam dwa zdjęcia. Psy ruszyły z impetem powalając balik. Szczęśliwe przechwycił je fan ekstremalnych przygód. Włożyliśmy balik na miejsce i pojechaliśmy dalej. No myślał by kto... 5 km pod górkę! Sanie targają! Skąd!? Skąd się pytam w nich tyle siły!!!???
W niecałą godzinę udało nam się pokonać cały szlak i zajechać do schroniska, a nasze psy nie były zmęczone...
Heh, może nie trzeba było dawać im tego tuńczyka przed wyjazdem... Myślę, długa droga, po śniegu, sanie będą targać... Dam im tuńczyka z puszki w sosie własnym, aby siły miały biedactwa. Dla każdego solidna puszka. Tuńczyk zasilił dwa demony mocą piekielną i masz Ci los!
W schronisku odpoczęliśmy chwilkę. My oczywiście, psy chyba nie zauważyły że droga była długa i ciężka. Po godzinie z trwogą postanowiliśmy rozpocząć próbę powrotu do samochodu. Gdy wyszliśmy ze schroniska, nic się nie zmieniło. Droga oblodzona, psy pełne sił gotowe do nowych wyzwań... Tyle, że tym razem było z górki! Ale ha! Mam już zacny hamulec w saniach! Początek był niezły... Było więcej śniegu. Potem to, no cóż... Dacie wiarę, że hamulec nie wiele daje na drodze skutej lodem? Otóż gdy w istocie rzeczy jedziesz po lodzie, to hamulec niewiele daje. Generalnie mam bardzo niski próg strachu. Zazwyczaj widząc coś, w myślach obrazuję sobie różne możliwości śmierci. Tak i było tym razem. Widząc rwący wyściełany kamieniami strumień w dole tuż obok ścieżki, widziałam jak leżę weń z rozbitą głową na kamolach. W związku z tym wlokłam się powoli modląc o życie. Tym razem role się odwróciły! Ja pełna strachu daleko w tyle starałam się ujść z życiem. Koneserka przygód z wielkim okrzykiem radości pędziła na swych hipsterskich saniach z przodu (myślał by kto, że stoi na nich pierwszy raz w życiu...). Jej mąż śmiało pędził na rowerze. Po drodze wykonał wielce widowiskowy przewrót przez przednie koło z wyskokiem. Prawie, że planowany... Tyle, że rower postanowił zostać w pierwszej zaspie a on wylądował w drugiej. Sprawiło mu to niebywałą frajdę... Taaa... Ludzie potrafią czerpać przyjemność z dziwnych rzeczy.
W końcu nader szybko udało nam się dotrzeć na dół. W czasie drogi mijaliśmy licznych turystów wpatrujących się w komórki. Wieść głosi, że robili nam zdjęcia i wkrótce będziemy sławni.
Gdy już byliśmy przy samochodzie, koneserka przygód zeskoczyła z sań z gromkim okrzykiem: YEAH!! Kto chce jeszcze raz!!?? Spokojnie i delikatnie wykpiłam się psami, że teraz to już na bank są zmęczone i może by je oszczędzić...
Po drodze do domku zatrzymaliśmy się w pobliskiej stacji benzynowej aby przeanalizować plany na przyszłość. Niektórzy stali się wiernymi fanami szlaku na Przysłop. Nie mniej jednak nie ma co się przywiązywać. Wszak miejsc szalonych przygód jest wiele! Po wielkiej debacie zaplanowaliśmy na najbliższe weekendy Dolinę Chochołowska i Klimczok. A jeszcze przed końcem zimy zaatakujemy kosmiczny szczyt na Śnieżce. Hej hej przygodo!
Good Mush!


Uwielbiam to jak piszesz i o czym piszesz <3 Jakby ktoś nie doczytał to trasa nie jest płaska!! :P Good mush! Pozdrawiam, koneserka przygód :D och jak to ładnie brzmi :)
OdpowiedzUsuń