Gawendy o psach północy i innych zwierzętach
Kiedy zaczynałam treningi, las traktowałam raczej jako wrogi teren do przebycia i to pełen nieprzyjaciół. Na piedestale były dziki! Czyhające w zaroślach tylko na właściwy moment. Wtedy łup! Ile w kopytach sił tylko po to aby mnie solidnie pogonić a i najlepiej nadziać na kły! Ile to opowieści o poturbowanych psach na spacerach i pogoniach za maszerami słyszałam. Dokładnie ze 3, ale wystarczyły. Kolejnym wrogiem są sarny i jelenie! Niby takie ładne, takie niewinne, a jednak gotowe podjąć zuchwałą próbę przecięcia ścieżki tuż przed zaprzęgiem. Tudzież, jak się okazuje prosto w zaprzęg. Wzorowe powalenie wroga. Ostatnie na liście są zajęce, lisy, kuny i wiewiórki! Takie małe to, to a jednak wie jak skutecznie unieszkodliwić przeciwnika! Pomacha ogonem w dwie strony i już cały zaprzęg w morderczym tempie pędzi w las! Żeby to po ścieżce! A gdzie tam! na przestrzał!
Zrządzenie losu chciało, że trafiłam na film z wilkami pana Marcina Kostrzyńskiego i zaraz potem na jego książkę "Gawędy o wilkach i innych zwierzętach". I nagle wszystko się zmienia... Jak pan Kostrzyński pisze: zwierzęta doskonale wiedzą kto kim jest w lesie...
Treningi po ćmioku zaczęliśmy od bliskiego spotkania z bandą dzików. Przebiegły nam drogę. Potem długo, długo nic. Wręcz doszłam do wniosku, że wieść o naszych wieczornych treningach szybko rozeszła się po lesie i zwierzyna raczyła dać nam spokój. Później widziałam oczy... Kilka treningów z rzędu, w tym samym miejscu nasz wierny kibic. Podejrzewam lisa.
W międzyczasie ustaliliśmy nowe psowe składy. Ramzes walczy o podium. Oddałam więc go na zawody osobie, która nie boi się prędkości. A Rino (husky) został liderem zacnego zaprzęgu łajki jakuckiej i samoyeda. Początkowo spinałam je w zaprzęg i pomagałam startować, nie mniej jednak w końcu przyszedł czas aby samemu spróbować swych sił! Po dogłębnej analizie uznałam, że bez stresu. Łajka z samoyedem nie chcą biegać za szybko, a Rino jak to Rino, no sam wszystkich nie pociągnie. Spięliśmy zaprzęg i ruszyłam jako pierwsza. Ciemno było to i prędkość wydawała się być potężna! Jak tak człowiek pomyśli, że będzie spokojnie to zawsze jest inaczej! Jak się później okazało pierwsze proste śmigaliśmy ok 25km/h. Także prędkość nie wydawała się, a była zacna... Dojechaliśmy do zakrętu i nastał czas dyskusji gdzie jedziemy. Psy chciały w lewo, ja chciałam w prawo. Udało mi się wynegocjować przejazd prosto. Zawsze to jakiś sukces. Jedziemy, a tu nagle oczy! Wołam pomocnika, który dzielnie jechał za mną na rowerze, jakby się tak mi psy zacnie splątały to pomoc by się przydała... Oczy! Oczy widzę! Jak to dzik to umarł w butach! Podjeżdżamy kawałek, a tam sarna. Leży sobie spokojnie i patrzy jak trenujemy. Zero wzruszenia. Pojechaliśmy.
Po dwóch km wróciliśmy do bazy, a wózek po napojeniu psów przejęła właścicielka łajki i samoyeda. W związku z tym, że nie jechała ze wsparciem, zasugerowałam aby zbytnio nie dyskutowała z Rinem, bo jej się zaprzęg splącze. Zaprawdę dziwne rzeczy działy się tego wieczora. Joanna nazbyt wzięła sobie me słowa do serca i pozostawiła prowadzenie zaprzęgu w pełni Rinowi. Rino wiedząc, że musher, który "prowadzi" zaprzęg niezbyt zna las, postanowił oprowadzić ją po godnej ilości ścieżek. Ach gdzie to ich nie było! Asia wspomniała, że tylko prosiła Rina po drodze: "Błagam, tylko kanion omiń...". Od razu sobie wyobrażam wyraz pyska i myśli Rina: "Spoko, to go ominiemy z lewej, ale pojedziemy troszkę dłużej. Nic się nie martw." Zwiedzili pól lasu. Kanion ominęli. Rino wieczoru dzisiejszego miał pełną swobodę prowadzenia zaprzęgu tak jak lubi. Musher prowadzący zaprzęg stracił orientację po piątym zakręcie, także w międzyczasie padła kolejna prośba: "i żebyśmy do autka trafili...". Obie prośby wieczoru dzisiejszego zostały wysłuchane.
Ramzes ze swoją nadzieją na podium pobiegł z rowerem. Na rowerze śmigał mój wcześniejszy pomocnik. Wieść o naszym dzisiejszym treningu szybko rozniosła się po całym lesie a wprowadzone zmiany w składzie zaciekawiły zacną część lasu. Ramzes śmigał jak wilk! Chyba wiedział, że dzisiaj las patrzy. Utrzymali średnie tempo około 19 km/h! A w połowie trasy dziki. Solidne grono dzików. Część przebiegła na drugą stronę ścieżki aby mieć lepszy widok. Trybuny pękały w szwach! Zwolnili... Gdy okazało się, że dziki przyszły pokibicować i ani myślą się ruszyć, z Ramzesem śmignęli ile w łapach sił! Chrumkaniu i tupotowi kopyt nie było końca! Co poniektóre dziki dzierżyły małe chorągiewki z napisem "Dream Team". Ramzes wśród mocnego wiwatu przyśpieszył i zdążyli wrócić przed zaprzęgiem zwiedzającym las z Rinem na czele. Żaden dzik ich nie pogonił.
Zaprawdę powiadam wam, dzisiejszy trening był... dziwny :-|.

Komentarze
Prześlij komentarz